Łapacz snów dla zakochanych

Jakiś czas temu wrzuciłam na Instagrama zdjęcie z moich zakupów zrobionych z myślą o dniu zakochanych. Niniejszym mam przyjemność przedstawić Wam moje pierwsze (z)ręczne dzieło z kolekcji Walentynki 2018 🙂 Jest to łapacz snów dla zakochanych. Pomysł od początku do końca mojego autorstwa. Powielanie jak najbardziej wskazane:). Generalnie idea pojawiła się już gdy robiłam wieńce bożonarodzeniowe. Tak bardzo spodobało mi się to wieńcowanie, że postanowiłam je kontynuować. Bożonarodzeniowych zrobiłam chyba pięć a ile będzie walentynkowych… kto to wie… wszystko zależy od weny no i moich asystentek. Swoją drogą pod koniec posta zobaczycie jakie robią postępy 🙂 Miłej lektury.

 

 

Wieniec w kształcie serca kupiłam w jednym ze sklepów budowlanych za 4 złote 🙂

 

 

Do zdobienia wybrałam serwetkę, która podoba mi się bardzo!!! Pewnie jeszcze nie raz zobaczycie na blogu różne wariacje z nią w roli głównej. Sama nie wiem co mnie tak urzeka… chyba to połączenie kolorów i subtelne tło. Do tego jeszcze klej do decoupagu i pędzelek. Na zdjęciu akurat pędzelek, który finalnie okazał się nie najlepszy. Super sprawdził się ten z włosia syntetycznego (zazwyczaj mają kolor rudy 🙂 ).

 

 

No i rozpoczęłam wtapianie serwetki w wieniec. Na pędzel nabierałam trochę kleju i przykleiłam serwetkę bez większego składu i ładu. Jeśli chcielibyście coś takiego zrobić to uprzedzam od razu, serwetka będzie się rwała. Ale o to właśnie chodzi. To co się strzępiło przykleiłam wokół gałązek. Wyglądało to tak:

 

 

Moim zamiarem, od razu, był łapacz snów dlatego po obklejeniu całego serca wyciągnęłam cienkie wstążeczki,

i zaczęłam je przywiązywać do serca.

Efekt jak poniżej:

 

 

Wiadomo, że każdy łapacz snów ma pióra. Zaopatrzyłam się w kilka kolorów, wybrałam te które moim zdaniem będą pasować najlepiej,

i za pomocą kleju na gorąco zaczęłam je przyczepiać do mojego łapacza 🙂

 

 

Ponieważ nie miałam piórek koloru czarnego, wspięłam się na wyżyny mojej kreatywności i za pomocą pędzelka i farby domalowałam parę granatowych akcentów. Tak, żeby pasowały do granatowych piórek (jedyne ciemne jakie w tej chwili posiadam w swojej kolekcji 😉 ).

 

 

Wiadomo, diabeł tkwi w szczegółach. Gdy docinałam wstążki bardzo postrzępiły mi się końce dlatego postanowiłam je „podsmażyć” zapalniczką. Pomysł podpatrzyłam u mojej koleżanki Madzi, która robiła coś takiego gdy wspólnie tworzyłyśmy wieńce (pozdro Madzia 😉 )

 

 

No i mój autorski łapacz snów dla zakochanych gotowy!

 

 

Koncepcji,  gdzie go powiesić było kilka. Pierwszy pomysł poddała moja asystentka: „Może tu mamusiu? „

Druga wersja to nasza biblioteczka, ale trochę gryzł mi się ze storczykiem.

Dlatego finalnie, stał się następcą wieńca bożonarodzeniowego, który wisiał na (z)ręcznej szafie 🙂

 

 

 Przy robieniu łapacza towarzyszyła mi oczywiście Oliwka, która miała (jak zawsze) spokojnie siedzieć w wózka i słuchać mojego wykonu „Hej sokoły” (ta piosenka ma na nią zbawczy wpływ 🙂 ). Jakie było moje zdziwienie gdy odwróciłam się do niej po chwili obklejania łapacza, a tu moja mała córcia (którą dopiero co przecież przywiozłam ze szpitala) postanowiła pierwszy raz stanąć na własnych nóżkach. Miałam wrażenie, że mój krwiobieg zatrzymał się na chwilę gdy to zobaczyłam, ale później polały się łzy szczęścia 🙂