Powroty z urlopu
Powroty do pracy po urlopie zazwyczaj bywają trudne. Czeka nas sporo spraw, które nazbierały się podczas naszego, bardziej lub mniej, błogiego lenistwa. Nie oszukujmy się… koleżanki lub koledzy, którzy w tym czasie ogarniają nasze obowiązki, są tak mało w temacie, że robią tyle żeby „nie wykipiało” a to oznacza, że po prostu zmniejszą gaz na palniku zamiast odcedzić makaron, przepłukać zimną wodą i przełożyć do talerzyków… if you know what I mean 🙂 🙂 🙂
W przypadku mojego urlopu, tym razem, wszystko wyglądało zupełnie zupełnie inaczej, dlatego też w pierwszy zadaniu użyłam okolicznika zazwyczaj 🙂
Po pierwsze moje lenistwo było raczej mniej niż bardziej błogie ponieważ było to lenistwo z dwójką dzieci i mężem… czyli w zasadzie lenistwa brak. Jedyną zmianą była zmiana otoczenia, cała reszta została, no cóż, bez zmian… Nie będę się o tym rozpisywać bo byłoby tego za dużo i za nudno… Ci z Was, którzy mają dzieci (niezależnie od ilości i wieku) wiedzą, że wakacje z dziećmi bywają pełne wyzwań 😉
Po drugie nie zostawiłam niczego na gazie, w związku z tym nie miało co wykipieć 🙂 W mojej pracy, podczas mojej nieobecności, nie działo się nic. Nawet nie dostałam jednego maila! Po prostu wszyscy odpoczywali od (z)Ręcznego Dzieła… właścicielka, klienci, Facebook, Instagram, farby, pracownia… wszyscy.
Po trzecie tęskniłam na pracą i… bardzo mi się to podobało 🙂 Wręcz napawałam się tym uczuciem. Po głowie przelatywały mi tylko pomysły co mogę zrobić nowego a co powtórzyć… co było fajne a co nie… i co będzie fajne a co nie 🙂 Trwało to 10 dni (przypominam, że urlop planowałam na 14). Dnia jedenastego siła odśrodkowa przyciągnęła mnie do pracowni! Po raz kolejny miałam uczucie, że muszę bo inaczej się uduszę 😉 I wcale nie chodziło o blogowanie czyli montowania filmów, pisania postów, umieszczania zdjęć i wpisów na fanpagu czy Instagramie. Musiałam zacząć decoupagować!!! Zaczęło mi brakować zapachu drewna i farb, malowanie pędzelkiem, wybierania serwetki czyli tego wszystkiego co trwa nieprzerwanie od 10 miesięcy 🙂 W praktyce oznacza to, że na dzień faktycznego zakończenia urlopu mam jeden chustecznik gotowy a trzy szkatułki w trakcie roboty 🙂 🙂 🙂 I muszę Wam powiedzieć, że bardzo dobrze się z tym czuję!!! Robiłam to bez najmniejszego wyrzutu sumienia ponieważ dzięki tęsknocie za decoupagem, po raz kolejny, uświadomiłam sobie, że robię coś co jest moją prawdziwą pasją i że niczego innego nie chcę robić. Mniej więcej tak jak nagle spotykasz swoją miłość życia… po prostu wiesz, że to jest właśnie to! A gdy na urlopie spotykasz swoją miłości życia to czy ten urlop może być nieudany?! 🙂
P.S. Nigdzie nie umieszczałam naszych urlopowych zdjęć bo to był czas tylko rodzinny, który chciałam spędzić bez mediów społecznościowych i (z)Ręcznego Dzieła… ale po mimo różnych trudności, które nam towarzyszyły, było super!!! 🙂 🙂 🙂
You must be logged in to post a comment.