Moja ekipa remontowa

Dziś wpis z serii dzielić się jest dobrze! Jeśli ktoś z Was planuje lekki lifting swoich czterech kątków to śmiało może czytać dalej. Ale zacznę od początku… jakiś czas temu zamarzył mi się remont. Z lekką nutką nieśmiałości, nie wierząc w możliwy sukces, zapytałam męża co on na to. Oczywiście, pod warunkiem, że on nie musi się o nic martwić. Ja załatwię ekipę, zrobię kosztorys, sama będę jeździć do meblowego itd. Ku mojemu zaskoczeniu uszyłam „Działaj… taki remont dobrze zrobi Ci na głowę” 🙂 No cóż… mój mąż zna mnie naprawdę dobrze. Poczułam się jakby ktoś wsadził mnie na sto koni… Po tygodniu miałam już wszystko obmyślone. Chciałam głównie odświeżyć salon z kuchnią, zerwać tapety z przedpokoju i holu oraz pomalować mały pokój i klatkę schodową. Była moment, że zastanawiał się czy nie zrobić tego samemu ale od dobrego roku w mojej szufladzie leżała ulotka z numerem telefonu do „ekipy remontowej” więc pomyślałam że nie ma co się forsować. I tu dochodzimy do sedna mojego posta… chciałabym Wam przedstawić Panią Lilę… moją ekipę remontową!!!

Po pierwszej wizycie Pani Lili od razu wiedziałam, że to jest osoba, której szukam. Po obejrzeniu całości, bez cmakania i marudzenia powiedziała, że zajmie jej to 6 dni i wstępnie będzie kosztować 800zł (cena zależała od tego, jak będą wyglądać ściany po zerwaniu tapet). Jako że nie byłam pewna terminu umówiłyśmy się, że będziemy w kontakcie ale wiedziałam na stówę, że nikogo innego nie będę szukać.

Żeby nie zanudzać Was szczegółami napiszę o efekcie końcowym. Pani Lila była u nas pięć i pół dnia. Już pierwszego dnia miałam zdjęte wszystkie tapety (które działały na mnie wręcz agresywnie 😉 ). W spokoju i skupieniu pracowała sobie od 8 rano do momentu jak robiło się ciemno i było już kiepskie światło. Tylko raz wypiła moją herbatkę, cały prowiant przynosiła sobie sama (nawet nie skusiła się na moją pyszną zupę kalafiorową 😉 ). Codziennie rano oklejała schody folią a po pracy je odklejała żebyśmy popołudniami i wieczorami mogli wygodnie poruszać się po domu bez ryzyka wywinięcia orła. Mając czteroletnie żywe srebro w domu, było to bardzo pomocne! I zabrzmi to może niewiarygodnie ale naprawdę ani razu nie widziałam żeby miała przerwę… nawet jak jadła kanapkę chodziła po domu i patrzyła czy już farba wyschła, czy coś jeszcze domalować, pomalować albo doszlifować. Nie wiem jak Wam ale mi, ekipa remontowa kojarzyła się zawsze z majstrem i trzema pomocnikami, którzy słuchają Radia Eska, co godzinkę robią przerwę na szluga, fajrant kończą piwkiem a słownictwo mają zapożyczone od szewca. Dzięki Pani Lili mój stereotyp legł w gruzach i co najważniejsze mam pięknie odnowione mieszkanie bez straconych nerwów i pustego portfela. Finalnie remont kosztował mnie 900 zł i przez klika dni miałam bardzo sympatyczną rozmówczynie, od której bił spokój i życzliwość.

Zdecydowałam się napisać tego posta ponieważ uważam, że o takich fachowcach trzeba „pisać głośno” i ich po porostu polecać. Oczywiście Pani Lila nie podejmuje się skuwania tynków i zrywania terakoty ale jeśli ktoś z Was potrzebuje zwykłego odświeżenia kolorów ścian lub mebli (bo to Pani Lila też potrafi!) serdecznie polecam. Numer telefonu, za zgodą właścicielki, umieszczam pod zdjęciem. A my z Panią Lilą wchodzimy w dłuższą kooperację. Tym razem mąż chce odświeżyć garaż 🙂

Lilianna Pławucka, tel 696 337 670