Kolejna (z)ręczna nerka

To kolejny post, który piszę w czasie epidemii koronawirusa. Nie liczę ich z dużą dokładnością, wydaje mi się że chyba czwarty ale za każdym razem gdy zasiadam do komputera mam nadzieję, że to ostatni w tym trudnym czasie. Wszyscy staramy się żyć w miarę normalnie ale w tyle głowy pojawia się myśl kiedy to się skończy!!! Piszę o tym na blogu bo mam nadzieję, że za jakiś czas wrócę do tych postów z myślą, że było ale się skończyło. Piszę też aby nie zapomnieć, aby mieć trochę jakby pamiętnik z tego wyjątkowo dziwnego czasu kiedy nie możemy robić tego co jest dla nas najważniejsze… spotkać się z drugim człowiekiem. Nagle okazało się, że samochody, pociągi czy samoloty przestały być rzeczami pierwszej potrzeby. Podobnie jak telewizory czy książki. Ważne pozostały telefony i komputery bo tylko dzięki nim możemy się usłyszeć czy zobaczyć. Ale żebyśmy nie wiem jak długo ze sobą rozmawiali online to nie zastąpi to przytulenia i wspólnego spędzania czasu. To jest cenna lekcja, którą powinniśmy zapamiętać na zawsze.

Ja staram się robić swoje chociaż nie będę ukrywać, że bywa różnie… czasami lepiej, czasami gorzej. Czasami bardziej wesoło, czasami bardziej smutno. Niezmienny jest mój zapał to rękodzieła z czego bardzo się cieszę. Mam spory zapas sznurków i włóczek więc mogę działać nieprzerwanie i wymyślać nowe (z)ręczne dzieła. A to daje mi dużo przyjemności również dla tego, że mogę na chwilę „zająć sobie głowę” i naprawdę (z)robić coś, żeby nie (z)wariować 😉

 

I tak oto przyszedł czas na pokazanie Wam kolejnego efektu mojej makramowej pracy. Tym razem jest to (z)ręczna nerka (na zdjęciu razem ze (z)ręczną bransoletką 🙂 ).

 

 

Fuksjowy sznurek, od Hello Bobbiny, czekał na półce od bardzo dawna. Kolor jest wyjątkowo piękny dlatego długo nie mogłam się zdecydować do czego go wykorzystać.

 

 

Fuksja, w ogóle, ostatnio u nas w rodzinie modna 😉 W ramach umilania czasu podczas kwarantanny pozwoliłam dziewczynkom umalować sobie paznokcie moim lakierem. Radość była przeogromna, no i jakieś 2 godziny spokoju bo zaczęły same bawić się w salon kosmetyczny 😉

 

 

Zaplatanie trwało jeden dzień. Głównie dlatego, że w ubiegłym roku już plotłam nerkę i miałam prawie gotowy „przepis”. Oczywiście nie chciałam zrobić dokładnie takiej samej (tu możecie ją obejrzeć) bo po co powielać te same schematy 😉 Dlatego postanowiłam trochę zmodyfikować swój autorski wzór.

 

 

Do zaplatanie było więcej ochotników 😉 To oczywiści żart… do mojej pracowni mąż raczej wpada żeby pomóc przy komputerze albo zapytać co na obiad 😉 Na zdjęciu widzicie opcję numer 1.

 

 

Mój wybór padł na nerkę ponieważ nadszedł już czas kiedy zimowe kurtki i płaszcze poszły w odstawkę więc taki dodatek może być idealnym uzupełnieniem codziennych stówek.

 

 

Jeśli chodzi o moją stylówkę to zestawienie ze sobą ubrań jest dość nieoczywiste. Makrmowa nerka jest raczej w stylu boho, który wydawałoby się, raczej średnio pasuję to sportowej czapki z daszkiem ale ja bardzo lubię takie zestawienia poza utartym schematem, więc w tej stylizacji, czułam się na prawdę super. Szkoda tylko, że mogłam wystąpić w niej, jedynie, w swoim ogórku 😉 ale na pewno przyjdzie jeszcze czas pokazać się szerszej publiczności 😉

 

 

A gdy robisz fotosesję w swoim ogórku to musisz być przygotowana na bohaterów drugiego planu, dla których twoje białe spodnie nie są żadną świętością 🙂

 

 

Ponieważ na tego dnia, gdy robiliśmy zdjęcia, było wyjątkowo zimno postanowiliśmy się przenieść do domu ale tu też szybko znalazł się bohater drugiego planu.

 

 

Ale to co chciałam Wam pokazać tym zdjęciem jest fakt, że moja (z)ręczna nerka jest tak skonstruowana, że można nosić również jako torebkę 🙂

 

 

A na koniec mogę Wam powiedzieć, ze kolejna (z)ręczna nerka już się robi bo przy pracą nad tą pojawił mi się w głowie pomysł na kolejny wzór 🙂