Karoca Kopciuszka

Wszystko zaczęło się u Lilki Szpilki, w pracowni w centrum Gdyni, która organizuje super warsztaty rękodzielnicze dla dzieci i dorosłych. Pewnej soboty wybrałyśmy się z Jagódką na warsztaty szycia dyń. Dla Jagody to był pierwszy raz i bardzo, bardzo jej się podobało. Oczywiście nie obyło się bez fochów i łez, że ona chce inną dynię niż ja, ale finalnie powstały trzy cudne dynie, które uszyłyśmy wspólnie.

 

 

Parę dni później, Pani Dyrektor z Jagody i Oliwki przedszkola, ogłosiła konkurs rodzinny na karocę kopciuszka z dyni. Zasady były jasne… rodzice z dziećmi mieli spędzić kreatywnie czas i stworzyć coś fajnego. Ponieważ dynie miałyśmy już gotową postanowiłyśmy dorobić do niej tylko pozostałą część powozu i… myszki. Po przecież dynie ciągnęły myszki, które później zmieniły się rumaki z piękna karocą 🙂

Tak oto do uszytej, u Lilki Szpilki, dyni zrobiłam na szydełku okna i drzwi, które następnie Jagódka przyszywała do dyni. Ten moment gdy Twoje dziecko samodzielnie nawleka nitkę… bezcenne 🙂 P.S. Nie zawracajcie uwagi na bałagan w tle, uwielbiamy go podczas pracy 🙂

 

 

Na początku próbowałyśmy szycia plastikową igłą ale okazało się, że nie da rady przebić się przez materiał, z którego uszyta jest dynia…

 

 

więc do akcji wkroczyła metalowa igła i obcążki 😉

 

 

No i tak po przyszyciu okien, drzwi i kół powstała dyniowa karoca 🙂

 

 

Następnie przyszedł czas na myszki. Finalnie powstało ich kilkanaście… tak bardzo spodobały się dziewczynom, że służą im jako pluszaki.

Do karocy, dzięki pomysłowi męża, zrobiłam myszki białe (oczywiście na szydełku). Dwie duże i dwie małe. Środek dziewczyny wypychały puchem. Specjalnie musiałam rozpruć, uszytą przeze mnie, poduszkę po okazało się, że nie mam w domu żadnego wypełnia 🙂

 

 

Do pracy dołączyła Oliwka i z mega zaangażowaniem, i pomocą starszej siostry, wypychała myszki a następnie przyklejała na taśmę do deski, na której stanął powóz 🙂

 

 

 

Tak oto finalnie wyglądały nasze małe gryzonie 🙂

 

 

Na końcu zostały lejce. Zrobiłyśmy je z włóczki. Jagódka ją trzymała a ja plotłam warkocz. Oliwka w tym czasie wchodziła mi na plecy, dlatego też jakoś zdjęć jest średnia 😉

 

 

I tak, ostatecznie, wyszła nasza karoca.

 

 

Nie będą Was czarować… zrobienie jej wymagało ode mnie morza cierpliwości. Chęci dziewczyn do działania były różne. Czasami nie mogłam ich oderwać od pracy, np. od wypychania myszek ale mocne trzymanie włóczki żeby ładnie wyszedł warkocz przerosło Jagodę 🙂 🙂 🙂 Pytania „po co?” i „dlaczego?” były podmiotem naszych rozmów. Nie kończące się „mamo, no kiedy kończymy” z minuty na minutę rosło w mojej głowie! Ale zachwyt Jagody gdy zobaczyła jak ostatecznie wygląda karoca wynagrodził mi z nawiązką każdy nadszarpnięty nerw. Po raz kolejny przekonałam się, że kreatywna praca z własnymi dziećmi to coś najcenniejszego co możemy im dać… wspólnie spędzony czas. Dzięki niej możemy spojrzeć na nasze dziecko z całkiem innej perspektywy, poznać jego myśli tu i teraz i zrozumieć nie tylko swojego potrzeby ale przede wszystkmi potrzeby naszego dziecko. Bo to z tym w dzisiejszych czasach mamy największy problem. W zrozumieniu czego nasze dzieci potrzebują tak naprawdę. Na ile to co kupujemy wystarcza a na ile brakuje tego co dajemy z serca.

Bardzo bardzo bardzo zachęcam Was do odejścia od schematu kupowania gotowych zabawek. Zacznijcie je robić sami… wystraczy np. pognieść dużą kartkę i zacząć strzelać nią gole dziecku. Próbowaliście kiedyś?

I chociaż szanse na wygarną mamy niewielkie… zobaczcie jaką extra miałyśmy konkurencję…

 

 

to naprawdę serce rośnie gdy Twoje dziecko oznajmia Ci, że po zakończonym konkursie ono tą dynię postawi u siebie w pokoju na półce i codziennie będzie wspominać jak fajnie spędziła czas z mamą. No i te słowa… jesteś najlepszą mamą na świecie 🙂 🙂 🙂