Jak (z)robić tartę i nie (z)wariować

Uwielbiam robić tarty… przepis jest bardzo prosty, zrobienie nieszczególnie pracochłonne, duża ilość kolorowych owoców zawsze wygląda fajnie (i to nie tylko na zdjęciu)… generalnie,  śmiało mogę powiedzieć że efekt „łłłaaałłł” jest zawsze 😉 Pyszne ciasto jest w domu a ty zbierasz ohy i ahy 🙂 Ale… żeby to wszystko było prawdziwe, muszę dopisać drobnym druczkiem „nie dotyczy przypadku gdy jesteś mamą dwójki małych dzieci” 🙂 🙂 🙂

 

Gdy zaczynasz wyrabianie ciasto, z za pleców słyszysz tupot małych nóżek i dźwięczne „hej mamo, mogę być Twoim pomoćnikiem?”  Za pierwszym razem gdy słyszysz coś takiego, mód leje Ci się na serce, a przed oczami staje Ci obraz jak Ty i Twoja mała córeczka, w kolorowych fartuszkach, wesoło sobie rozmawiacie i w atmosferze pełnej miłości, pieczecie tartę…w rzeczywistości pytanie „hej mamo…?” to początek testu na Twoją cierpliwość 🙂

 

 

Po odpowiedzeniu na setkę pytań typu: hej mamo, mogę teś mieściać…. hej mama, po ćo Ci taka gumiana cielatka (czyli silikonowa stolnica), hej mamo, czy klówka teś daje jajo… hej mamo, ja teś ciem wpić jajo… hej mamo, fajna ta mąćka… hej mamo…?… ciasto jest już zagniecione, Ty w myślach powtarzasz sobie jak mantrę” jestem wyluzowanym kwiatem lotosu, na tafli wielkiego jeziora…jestem wyluzowanym kwiatem lotusu na tafli wielkiego jeziora”,  a do akcji wkracza Twój mąż, który widząc jak cienka jest granica między miłością a nienawiścią, mówi: córciu chodź ze mną do garażu, posprzątamy trochę…na co słyszy dźwięczne „super kakusiu… i… hej kako, a po ćo Ci ten młoteciek…hej kako…? 🙂

 

 

Wtedy dołącza „pomocnik prawego skrzydła” czyli Twoje młodsze dziecko i słyszysz „gu…gu…e…e” no i co robić…przysuwasz wózek… i robiąc z siebie pajaca, podrzucasz ciasto do góry, żeby Mała też miała coś od życia. To szczęście nie trwa długo…moje dzieci nie są tak „wyluzowanym kwiatem lotosu” jak ja 😉 więc wkładasz malucha w Tulę (niech wynalazcy Bozia w dzieciach wynagrodzi;)) i (z)ręcznie przekładasz ciasto do foremki.

 

Następnie „zawijasz tartę w te sreberka” a Twoja koleżanka (z którą, w między czasie, gadasz przez telefon) mówi na to „Nie możliwe!” 😉 P.S. Groch po to żeby ciasto „nie wstało” podczas pieczenia.

 

 

Potem krem… i to jest ten czas kiedy na chwilę milknie „gu…gu…e…e” bo większość pociech, moja również, uwielbia odgłosy miksera, odkurzacza, okapu kuchennego itd

 

 

Żeby odciążyć męża…chociaż na chwilę, ale nie za długo ;)… wołasz Twój własny zestaw bardzo głośno-pytający bo czas na to co tygryski lubią najbardziej 🙂 P.S.  Ostatnio dowiedziałam się że to świetne ćwiczenie logopedyczne dla małych dzieci.

 

Efekt końcowy jak poniżej…

 

 

I nie oszukujmy się…było warto 🙂 w szczególności gdy słyszysz do swoich pomocników „Pyśne mamo!” a przy okazji dogadzasz również ciężarnej bratowej;)