(z)ręczny kosz na zabawki

Niestety (a zawsze o tym marzyłam!!!) nie jestem utalentowaną wokalistką, która swoje rozterki może przełożyć na papier a następnie je wyśpiewać, rzucając wszystkich na kolana! Jeśli chodzi o mój wokal to jedyne co mogę, to wydzierać się ile wlezie w aucie, słuchając swoich ulubionych kawałków… z zaznaczeniem, że jadę sam! Szersze grono mogłoby tego nie znieść! Za to mam inną, cenną umiejętność, która pomaga mi w rozwiązywaniu swoich problemów i problemików… po prostu biorę byka za rogi i mierzę się z nim tak długo, aż uda mi się znaleźć rozwiązanie. No i jeszcze nie lubię siedzieć bezczynnie… uwielbiam działać. I dzięki tym dwóm umiejętnościom czy cechom charakteru… jak zwał tak zwał… rozwiązałam jeden z moich życiowych problemów, który od jakiegoś czasu spędzał mi sen z powiek. A co najgorsze wkur…. niemiłosiernie. Chodzi o zwykły, i jak że powszechny, bałagan w salonie, ogólnodostępnym dla najmniejszych domowników. Ja wiem… więkoszość z Was przewróci teraz oczami i pomyśli „no faktycznie! ona to ma problemy!”. Ale jest pewno grupa osób, które zrozumie mnie bez mrugnięcia okiem… będą to mamy, które codziennie sprzątają ten niekończący się bajzel i ojcowie, którym przytrafiło się stąpnięcie w ciemności na mały klocek leżący między kanapą a fotelem 🙂

Małe wtrącenie dla tych z Was, którzy na przykład nie mają dzieci lub nie doświadczyli powyższego. O ile sam bałagan nie jest może dużym, życiowym problem… przecież zawsze można go posprzątać… to posiadania dzieci powoduje, że owo sprzątanie nigdy się nie kończy!!! I to już jest problem. Nawet jeśli uda Ci się zapanować nad nim przez moment, to chwila zadumy nad świeżo stworzonym porządkiem powdowieje, że słyszysz rozsuwającą się szufladę i wypadające z niej np. worki na śmieci czy plastikowe pojemniki.

Mogłabym przywoływać nieskończoną ilość dowodów na potwierdzenie powyższej tezy ale obawiam się, że za chwilę usłyszę jak porządek, który powstał na potrzeby tego posta, zamienia się w pole po zwycięskiej bitwie. Dalego też przejdę do meritum czyli do mojego kolejnego (z)ręcznego dzieła 🙂

Znalazłam sposób jak choć na chwilę zapanować nad tym cyrkiem i nie jest to bynajmniej oddanie dzieci do adopcji 🙂 Nie mamy co się czarować… dzieciaki po prostu lubią bałagan, świetnie się w nim odnajdują, a co najważniejsze, w tym bajzlu powstają najfajniejsze statki z klocków czy wierze z książek, nie wspominając o widowni z pluszaków podczas popisów wokalnych małej piosenkarki. A wiadomo, że diwy po zakończonym koncercie idą odpocząć a nie sprzątać 😉 Bałagan zwyczajnie rozwija dziecięcą kreatywność co jest bardzo dobre ale sfrustorowana ciągłym bałaganem matka już dobra nie jest!

W związku z tym, aby wszyscy byli cali, zdrowi i szczęśliwi (nawet 3 minuty w moim przypadku) wpadłam na pomysł aby wyszydełkować z 5mm sznurka kosz na zabawki, który ładnie wkomponuje się w wystrój salonu. I muszę Wam się przyznać, że był to strzał w dziesiątkę. Po pierwsze kosz wyszedł naprawdę super, po drugie mogłam się wyżyć artystycznie, po trzecie nauczyłam się nowego szydełkowego ściegu a po czwarte połączyłam coś o czym dawno już myślałam czyli szydełko z makramą. Kosz nie jest idealnie owalny ponieważ jest to prototyp wykonany w ramach testów ale coś mi się wydaje, że kolejne, które staną u dziewczynek w pokojach, będą majstersztykiem 🙂

I tak, znowu z potrzeby serca i frustracji macierzyństwa, powstało moje kolejne (z)ręczne dzieło 🙂 Co ja bym robiła gdybym nie miała dzieci i tego niekończącego się bałaganu 😉

 

A jeśli chodzi o sam proces twórczy to zobaczcie sami. Kosz, bez makramowej ozdoby, wyglądał bardzo smutno.

P.S. Te klocki nie są rozrzucone na potrzeby zdjęcia, naprawdę! Oliwka bardzo lubi z nich budować. Dostała, w tamtym roku na urodziny, wielki wór tego plastiku i tak poniewierają się po całym salonie od roku! Żeby cieszyć Olisię i wkurw… mamusię (w dużym skrócie ujmując).

 

 

Dlatego też najpierw docięłam szary sznurek i zaczęłam go zaplatać.

 

 

A, że szary bardzo zlewał się z „tłem” dlatego postanowiłam dociąć trochę sznurków w kolorach panujących w moim salonie.

 

 

Zaplotłam makramowe wywijasy i gotowe… chwilowy porządek osiągnięty a i oko można nacieszyć 😉

A w planach kolejne kosze tym razem w odcieniach fioletu i zieleni, dla Jagódki i Oliwki do pokoi 🙂

P.S. Tylko dla hejterów… powtarzam, kosz nie jest idealny, trochę się faluje po bokach i ma nieidealne koło jako dno… tak miało być. To prototyp. I jeszcze jedno… kocham swoje dzieci.